Emigracja jest trudna. Nie mówię o wyjeździe na studia czy na kontrakt na pewien czas – mówię o budowaniu życia od nowa, w innym miejscu, kulturze, języku z dala od rodziny i przyjaciół. Jest to chyba najtrudniejsza rzecz jaką zrobiłam.
Pamiętam jak ktoś, jeszcze przed wyjazdem, powiedział mi, że emocje związane z emigracją można porównać do emocji jakie odczuwamy po śmierci najbliższej osoby. „Oj tam – machnęłam ręką – może tak było kiedyś, ale teraz …? Telefony, internet, Facebook, nie przesadzajmy… Może to trudne dla innych ale nie dla mnie. Ja przez ponad rok podróżowałam sama po świecie, poza tym wyjeżdżam do męża, mam tam znajomych, znam język.” Niestety to nie miało znaczenia.
Bez względu czy ma się „relatywnie łatwiej” czy nie – emocje związane z emigracją są bardzo trudne. Jest w nas smutek. Żal. Tęsknota. Emigracja stanowi tak duże wyzwanie, bo zmiana dotyczy absolutnie wszystkich aspektów naszego życia.
To po części strata nas samych, części naszej osobowości. W nowym kraju jesteśmy inni. Inaczej opowiadamy o sobie w nowym języku.
Miałam możliwość porozmawiania o emigracji z dwoma niesamowitymi kobietami, które również są emigrantkami –Zuzanną Szadkowski i Martyną Majok.
Zuzanna Szadkowski mieszka na Brooklynie ale urodziła się w Warszawie. Jest chyba najbardziej nam znana z roli Doroty w serialu telewizyjnym Plotkara (Gossip Girl), ale również wystąpiła chyba we wszystkich kultowych nowojorskich serialach. Na imponującej liście jest Rodzina Soprano, Law & Order, Dziewczyny (the Girls), ukochany przez Nowojorczyków The Knick.
Martyna Majok – dramatopisarka, absolwentka uniwersytetu Yale, zdobywczyni prestiżowych stypendiów i wielu nagród urodziła się w Bytomiu. Jest autorką między innymi sztuk Ironbound i Cost of Living, które podbiły nowojorską publiczność.
Jej najnowszą sztuka “queens” (Królowe), w której właśnie gra Zuzanna Szadkowski, opowiada o cenie emigracji i amerykanizacji. Po części osobista opowieść o życiu dwóch pokoleń emigrantek. Kobiet, z rożnych części świata, których losy zderzają się w nielegalnym, nowojorskim mieszkaniu w piwnicy. Główną bohaterką jest Polka.
Obie rozmowy były tak ciekawe, że pomyślałam, że warto podzielić je na dwie części, aby zminimalizować skrócenie.
Zacznę od wywiadu z Martyną. Spotkałyśmy się w Lincoln Center, gdzie wystawiana jest sztuka “queens”. Martyna z pozoru wygląda jak typowa Amerykanka, z dużym uśmiechem, pewna siebie a zarazem ciepła i bardzo łatwo nawiązuje kontakt. Martyna jest też emigrantką. Urodziła się w Polsce. Przyjechała do Stanów jako dziecko i zamieszkała w dzielnicy emigrantów na obrzeżach New Jersey. Jakie były początki?
„Kiedy przeprowadziliśmy się do Stanów moja mam pracowała w fabryce, sprzątała domy i opiekowała się starszymi osobami. Mój ojczym pracował na budowie. Typowe prace emigrantów z Polski. Najtrudniejsze było to, że moja cała rodzina została w Polsce a my na początku nie mieliśmy środków na wyjazdy do Polski. Do tego doszły problemy z wizą dla rodziny.”
Kiedy w końcu udało się sprowadzić babcię i dziadka, babcia Martyny rozchorował się i musiała wrócić. „Brak rodziny był najtrudniejszy” – dodaje Martyna.
Jej sztuka częściowo jest oparta o jej doświadczenia, doświadczenia jej mamy i społeczności w której dorastała. „To nie jest autobiografia ale wiele wątków jest zainspirowanych moją własną historią. Największym źródłem inspiracji jest dla mnie moja matka i ludzie wśród których dorastałam”.
Z Martyną bardzo łatwo mi się rozmawia. Chociaż rozmawiamy po angielsku, mam takie uczucie, że znam ją od dawna. Że to ktoś znajomy z Polski. Byłam bardzo ciekawa czy czuje się bardziej Polką czy Amerykanką. Jakie znaczenie ma dla niej narodowość i kraj pochodzenia?
„Kiedy wracam do Polski i widzę moją mamę zdaję sobie sprawę jak ona zmienia się w Polsce. Czuje się bardziej zrelaksowana, ma inne poczucie humoru. To jakby trochę inna osoba. To cały czas ona … ale to są dwie osoby – jedna w Polsce a druga w Ameryce. Podobnie jest ze mną.
Ja czuję się bardziej komfortowo w amerykańskiej kulturze, żyję tu od tak dawna. Ale nie mogę powiedzieć że nie jestem związana z Polską. To tak jakby stać jedną stopą tutaj a drugą w Polsce a ja jestem gdzieś tam pośrodku. Nie chciałabym stracić związku z żadnym krajem.
Narodowość to dla mnie rodzina, sposób myślenia, poczucie humoru a nawet przesądy” –śmieje się.
„Nie patrzę na narodowość przez pryzmat polityki, partie polityczne zmieniają się cały czas. Myślę, że mam polskie poczucie humoru … jest trochę ciemniejsze niż większości moich znajomych” – dodaje z uśmiecham.
Zapytana o najbardziej amerykańską cechę charakteru dopowiada, że ambicja i dążenie do celu. „To jest chyba bardzo amerykańskie. Zresztą wiesz mieszkasz w Nowym Jorku” – dodaje.
The New York Times zrecenzował sztukę Martyny jako „zupełny nokaut”. „queens” jest bardzo odważna, zaskakująca i pełna emocji. Zapytałam czy jednak nie obawia się, że może utwierdzać pewien stereotyp Polki-emigrantki?
„Sztuka jest oparta o moje doświadczenie – odpowiada Martyna – jeżeli jest to stereotyp to nic nie mogę na to poradzić. Jeżelibyśmy przyjechali do Stanów z dużą ilością pieniędzy, moje rodzice byliby lekarzami pewnie poruszałabym inne tematy. Opowiadam o społeczności z której się wywodzę. Takie historie są rzadkością w teatrze, zwłaszcza w Stanach. Publiczność, która chodzi do teatru to są z reguły bogatsze osoby. Myślę, że woleliby raczej historie odzwierciedlające ich doświadczenia. Bardzo rzadko emigranci zajmują centralne miejsce na scenie, stają się głównymi bohaterami historii. Staram się nie powielać stereotypów, ale dać głos społeczności, która bardzo często jest marginalizowana”
W sztuce występują same kobiety. Zapytałam dlaczego czy emigracja jest trudniejsza dla kobiet?
„Zaczęłam pisać tą sztukę … i w połowie zorientowałam się ze nie ma tam żadnego mężczyzny” – śmieje się Martyna. „Ja dorastam w New Jersey w dzielnicy emigrantów, każdy pochodził z innego miejsca – z Polski, Brazylii, Peru. Było wiele samotnych matek” – dodaje. „Emigracja jest trudniejsza dla kobiet – po pierwsze zarabiają mniej, trudniej jest im znaleźć pracę. Bardzo często przenoszą się z dziećmi albo zostawiają dzieci w kraju. Takie wybory nie tylko są trudne dla samej kobiety to jeszcze często oceniane surowo przez społeczeństwo.”
Najwspanialsze jest to, że niedługo jedną ze sztuk Martyny „Ironbound” będzie można obejrzeć w Warszawie! Dostałam oficjalną zgodę na opublikowanie tej wiadomości chociaż nie mogę jeszcze powiedzieć nic więcej.
Sama Martyna jest bardzo ciekawa jak zostanie przyjęta jej sztuka – to nie jest typowa „opowieść amerykańska”.
„Ameryka uwielbia historie w stylu od pucybuta do milionera. Historie jak Hamiltona – miał bardzo trudne życie, przeniósł się do Stanów, odnosi sukces, staje się bogaty. Takie historie Amerykanie lubią bo wzmacniają one ich wyobrażenie o sobie. Wielu ludzi spoza Ameryki też wierzy w to amerykańskie przesłanie: przyjedź tutaj i wszystko będzie super. A więc jak ktoś przyjeżdża i mu się nie udaje, nie staje się milionerem … to czuje się przegrany. Chcę w swoich sztukach pokazać, że to nie jest tak. Że takie osoby są w bardzo dużej większości. Że bardzo trudno jest się przebić w Ameryce.”
Martyny podzieliła się swoim doświadczeniem: „Jak przenieśliśmy się z mężem do Nowego Jorku to zmienialiśmy mieszkanie 13 razy. Byliśmy od razu po studiach, pomimo że ukończyłam uniwersytet Yale to na początku nie było nas stać nawet na depozyt także musieliśmy powynajmować mieszkania.”
Myślę, że sztuka Queens powinna się znaleźć się na liście must-see każdego. A jest obowiązkowa dla wszystkich emigrantów i osób, które rozważają czy rozważały emigrację. Wyjazd do Nowego Kraju może dać niesamowite możliwości na odkrycie czy wymyślenie siebie na nowo, ale jest też cena „tych zamkniętych za sobą drzwi” – cena o której mało osób opowiada. A z pewnością nie tak szczerze i odważnie jak Martyna Majok.
Jeżeli jesteś w Nowym Jorku koniecznie zobacz:
queens
Lincoln Center – Claire Tow Theater
W 65th St.
do 25 marca
Za dwa dni wywiad z Zuzanną Szadkowski. xoxo
2 comments
[…] Spotkałyśmy się w teatrze w Lincoln Center tuż przed przedstawieniem „queens” – w którym Zuzanna gra rolę polskiej emigrantki. Ku przypomnieniu – sztukę można obejrzeć tylko do końca tego tygodnia. Więcej o przedstawieniu przeczytacie tutaj. […]
Szkoda, że nigdzie tak naprawdę nie ma informacji – jak można legalnie wyemigrować do Ameryki.
Tak jak spakowałam się, wsiadłam do auta i pojechałam mieszkac w Paryżu. Po prostu. Najpierw wynajęłam hotel na 2 tyg i w tym czasie znalazłam mieszkanie. I tak bym chciała zrobić do Nowego Jorku… Ale sie nie da. Procedury emigracyjne do US dla mnie są kosmiczne… Trzeba znać ludzi, mieć adresy, to w moim przypadku jest niemożliwe, bo ja bedę płynąć statkiem do USA, bo nie latam samolotami 🙂 Czyli moja podróż będzie trwać ze 2 miesiące i nic z góry nie zarezerwuję, to bez sensu, nigdy tego nie robię etc etc Bo statek może płynąć tydzień dłużej,… i nikogo nie znam i wszystko lubie sama.. ☺
Ale porady potrzebuję, bo nigdy nie poznam tego kontynentu 🙂
Nie ma przewodników interesujących dla podrózników i wędrowców – tylko standardy dla turystów i wszyscy chodzą tymi samymi ścieżkami…
Bo np. Ja nie moge przyjechac do NYC na wizie turystycznej, bo przyjezdzam z moimi obrazami, żeby sprobowac sobie zycie artystyczne ulozyc, czyli poszukac galerii, zeby miec wystawe indywidualna, bo bede miec ponad 70 obrazow, żeby móc obrazy sprzedać na wystawie lub na targach sztuki etc etc… Czyli prawdopodobnie przypłynę statkiem z moim busem i obrazami na wizie artystycznej – no chyba, że wygram green card, ale ostatnio bylo: not selected 🙂
Nigdzie nie mogę znaleźć opowieści mniej banalnych, przepraszam, ale wszędzie jest dośc łatwo o wizę turystyczną, bo każdy kraj chce żeby ktos przyjechał i za oglądanie drzew i domów w tym kraju zapłacił kasę… 🙂
Troche to w poprzek tej idei wolności jest, bo ja chce przypłynąć, wynająć studio, znaleźć galerię sztuki, może popracować jako artysta – tak powinno być – i tak jest w całej Europie 🙂 Jak mozna zakazać komuś pracować ? Dlatego dziwne te wizy…
Jakaś podpowiedź ? 🙂
Un saludo cordial
Ame