Nie będą udawać, ze nie jestem z siebie dumna. Jestem i to bardzo. Udało mi się znaleźć prawdziwą nowojorską perełkę.
Nowy Jork słynie z jazzowych klubów, jest pełen miejsc, w których można na żywo posłuchać jazzu. Począwszy od Blue Note, chyba najbardziej znanego jazzowego klubu na świecie, po Birdland czy mój ulubiony Garage w West Village. Klubów jest bardzo dużo, ale rzadko są dostępne dla turystów z budżetem.
Coraz rzadziej spotyka się tez „klasyczne” klub jazzowe, gdzie zamiast eleganckich białych obrusów są małe drewniane stoliki, takie z zadymionym barem i tanim alkoholem. Takich gdzie muzycy spotykają się bardziej dla przyjemności niż zarobku w Nowym Jorku jest niestety coraz mniej.
A jednak, wczoraj udało mi się znaleźć takie miejsce i jest ono zdecydowanie warte polecenia. Nie jest to miejsce w centrum, jest położone z dala od turystycznych szlaków. Ba, nawet większość mieszkańców Manhattanu rzadko odwiedza te okolice. Czeka Was dzisiaj wycieczka do Bedford – Stuyvesant, dzielnicy w północnej części Brooklynu.
Ta okolica nie została objęta jeszcze wszechobecną w Nowym Jorku gentryfikacją. Jest bardziej kolorowa, różnorodna pod względem narodowościowym i etnicznym, podobnie do Harlemu dominują tu Afroamerykanie. Ceny mieszkań są tu niższe, nie ma Starbucks-ow, ani 7/11, nie ma fantazyjnych restauracji serwujących fusion food. Okolica jest generalnie omijana przez turystów, którzy wolą udać się do sąsiedzkiego, hipsterskiego Williamsburga.
Bedford – Stuyvesant nie ma nic specjalnego, nie jest specjalnie ładna ani brzydka okolica, przeciętna dzielnica, dominują tu niebieskie kołnierzyki, średnia klasa pracująca na dolnym Brooklynie czy Manhattanie. W latach 80-tych Bed – Stuy uznawana za bardzo niebezpieczną. Handel heroiną, strzelaniny gangów nalezą do przeszłości i jest tam bezpiecznie. Stąd wywodzi się Jay-Z, który mieszkał tutaj w jednym z tzw “projects” tanich, dofinansowywanych przez państwo mieszkaniach dla najuboższych. Ale przed tym zanim Bed-Stuy stało się kolebką rapu ta okolica słynęła z jazzu.
W jednej z zabytkowych kamienic w Bed-Stuy obecnie mieście się Bad&Breakfast a w czasie weekendów odbywają się występy miejscowych muzyków jazzowych. Wczoraj poszliśmy zobaczyć jedną z takich jazzowych sesji.
W progu przywitała nas gospodyni, Debbie McClain i zaprosiła do niewielkiego salonu. Kilka kanap przykrytych firanką i ładnie pookładane poduszki, rząd składanych krzeseł pożyczonych od sąsiadów, prowizoryczny bar z tanim winem i piwem. Po przeciwnej stronie niewielkiego salonu stoi pianino i perkusja. Przez ścisłe ustawiony rząd krzeseł przedziera się muzyk z kontrabasem.
I zostajemy przeniesieni do Nowego Jorku z lat 30-40.
Po pewnym czasie nawet kichowate walentynkowe dekoracje, staranie zamieszczone przez gospodynię nad oknami, przestają nam przeszkadzac.
Spotkanie jest bardzo kameralne, jest moze 30 osob i muzycy. Oczywiscie jesteśmy w Brooklyn-skim Harlemie także okazuje się ze cześć z widowni to również muzycy, którzy wcześniej czy później wyjdą na scenę i będą improwizować. Atmosfera jest fantastyczna.
W czasie przerwy wszyscy zostaliśmy zaproszeni do kuchni aby spróbować smażonej ryby według przepisu właścicielki kamienicy. Piliśmy wino i rozmawialiśmy z muzykami. Po przerwie osoby z publiczności i wokaliści jazzu, kontynuowali muzykowanie do około pierwszej nad ranem.
Mówiąc szczerze początkowo podeszłam dość sceptycznie do wydarzenia. zajmując miejsce z brzegu w razie czego gotowa do wcześniejszej „ewakuacji”, spodziewając się podrzędnych muzyków. Nic z tym rzeczy. To był jazz pierwszorzędny.
Zdecydowanie od polecenia dla osób szukających nieturystycznych atrakcji w Nowym Jorku. Więcej informacji o B&B i jazzowych sesjach tutaj.
Gospodyni Debbie McClain:
12 comments
Zawsze chciałam odwiedzić takie miejsce, więc kolejny punkt do mojej ‘bucket list’ 🙂 Zainteresowałaś mnie dzielnicą Bed-Stuy, koniecznie muszę o niej poczytać!
Jazz jest cudowny! Dzielnica Bedford – Stuyvesant także mnie zainteresowała, gdy oglądałem ją na mapach google z perspektywy przechodnia to stwierdziłem “tam jest tak spokojnie, cudownie!”. Marzy mi się żeby polecieć do NY a jeszcze bardziej żeby tam mieszkać!
Pozdrawiam! xxx
LTS mam pytanie niedotyczące wpisu. Czy infotmatycy są potrzebni w NYC oraz czy szkoła średnia jest wystarczająca aby móc zacząć pracę w tymże przepięknym miejacu?
PS. Ten wpis jest genialny!
Hej Mirku, tak – informatycy to jeden z najbardziej poszukiwanych zawodów tutaj. Bardziej od dyplomu (zwłaszcza z polskiej uczelni) liczy się doświadczenie i umiejętności. Zbuduj swoje CV wokół doświadczenia, skończonych kursów i znajomości języka. Dodaj duzo liczb na poparcie swojego doświadczenia.
Ważne aby przy osiągnięciach nie być skromnym, bo nowojorczycy skromni nie są. Powodzenia.
czyli dla amerykanów polskie uczelnie są złe ?
np. ktoś z dyplomem dentysty wykształconym w Polsce jest “gorszy” niż gdyby studiował u USA ?
ps. uwielbiam bloga <3
niestety tak 🙁
wspaniałe miejsce i świetna notka i zdjęcia .. oczywiście Blue Note trzeba zobaczyć tam grali i Coltrane i Davis :^) ..
Jak zwykle zgadzam się w 100% 🙂
Dziękuję za informacje. LTS jesteś wspaniała.
[…] muzeów można odwiedzić za darmo. Za piwo w barze zapłacimy od 5 dolarów w górę. Za jazzowy wieczór z winem i smażonym kurczakiem (tradycyjnym daniem z południa USA) zapłacimy około 20-40 […]
no tu bym chciała wdepnąć na 100%
Kochana moglabys podac adres do garage. Tak zachwalasz to miejsce w kilku artykulach, ze musze tam pojsc. kocham jazz i taki wieczor w NYC bylby moim wymarzonym.